piątek, 26 sierpnia 2016

Grabianowo, Rębowo i Domachowo

Grabianowo i kopalnia [Hubert]
Mała wieś, do której wjeżdżamy przez przejazd kolejowy a chwilę później zamykają się za nami szlabany. Już z daleka zauważamy rozwieszony na płocie plakat głoszący hasło przeciwko budowie kopalni, odwraca on nawet naszą uwagę od sporej figury Jezusa ustawionej w centralnym punkcie wsi. Zauważamy matkę bawiącą się z dziećmi na trawie i postanawiamy przeprowadzić z nią wywiad. W trakcie wywiadu docieramy do tematu kopalni. Wywołuje on wiele emocji, mimo iż informatorka mówi nam, że sama nie posiada ziemi a dom, w którym mieszka jest tylko wynajęty, to i tak obawia się ona zmian w swoim otoczeniu. Po krótkiej rozmowie zostajemy wysłani do lokalnej młodej działaczki walczącej przeciwko dewastacji lokalnych krajobrazów.  Czym prędzej się tam wybieramy.  Zgadza się ona na rozmowę i gdy tylko pada słowo kopalnia dziewczyna zaczyna mówić coraz to bardziej emocjonalnie. Mimo to przytacza logiczne argumenty używając specjalistycznego języka, które przemawiają za jej racjami. Nie widzi ona żadnych korzyści płynących z budowy kopalni. Boi się o swoją ojcowiznę przekazywaną od pokoleń i o swoją przyszłość, bo to właśnie z gospodarstwem chciała ją powiązać. Jadąc dalej napotykamy uprzejmą starszą panią, która ugaszcza nas herbatą i wieloma słodkościami. Po bardzo długiej rozmowie dowiadujemy się, że pani uważa kulturę Biskupizny za upadającą, nie widzi by dawne tradycje i zachowania były kultywowane a ludzie coraz to bardziej się od siebie odwracają i nie mają kontaktu ze sobą. Podważa ona prace nad wskrzeszeniem regionalnej kultury, które przeprowadzone przed laty były przez postać otoczoną w okolicznych wsiach szacunkiem. Jednak, gdy docieramy do tematu kopalni mówi nam o obronie lokalnego krajobrazu, że jednak ludzie powinni zadbać o to by Biskupizna trwała, chociaż biologicznie, jeśli kultura zanika. Tak, więc w małej wiosce, o której sami mieszkańcy mówią, że niczym się nie wyróżnia a jedyną rzeczą charakterystyczną jest figura, która jest punktem orientacyjnym dla kurierów przywożących paczki do wsi. Mimo nie utrzymywania między sobą zażyłych kontaktów mają oni wspólne dobro, jakim jest ich region i są gotowi o to wspólne dobro walczyć.

Rębowo i różowy kapelusz [Kasia] 
Już pierwszego dnia mojego pobytu na Biskupiźnie udało mi się uczestniczyć w dożynkach: kościelnych w Domachowie oraz wiejskich w Rębowie. O ile w tej pierwszej wsi mogłam zobaczyć Biskupian ubranych w tradycyjne stroje z tego regionu w dosyć bogobojnej odsłonie, o tyle w Rębowie pokazano mi jak wygląda współczesny Biskupianin, który lubi się bawić. Zarówno ja, jak i Ewelina z którą wybrałyśmy się na dożynki wiejskie, byłyśmy pierwszy raz w Rębowie. Nie znając drogi prowadzącej na salę wiejską (obok której dożynki miały się odbyć), postanowiłyśmy zapytać się o nią jej mieszkańców. Podjechałyśmy więc rowerami do najbliżej znajdujących się nas dwóch kobiet. Od tyłu wyglądały co najmniej zdumiewająco – jedna w różowej garsonce z ogromnym, wściekle różowym kapeluszu, a druga również w pudrowym kostiumiku oraz fikuśnie zawiązanej chustce na głowie. Z oddali panie sunące w szpilkach po wiejskiej drodze wyglądały trochę komicznie, ale jednak wciąż dostojnie. Wtedy pomyślałam, że może to być po prostu specyfika biskupiańskiej mody, gdzie wciąż nie można się obyć bez bogatych zdobień i rzucających się w oczy kolorów. Jaka była więc nasza konsternacja, gdy zapytałyśmy panie, czy na pewno zmierzamy w dobrym kierunku, a obie panie odwróciły się w naszą stronę… Okulary ze szkłami grubości denka od słoików i przerysowany makijaż zrobiły na nas ogromne wrażenie i prawie odebrały nam mowę. Panie z uśmiechem wskazały drogę na miejsce dożynek , a chwilę po nas same przybyły na miejsce. I tu kolejne zaskoczenie – jedna z nich okazała się być Panią Sołtys, a druga Prezeską KGW! Tuż po przyśpiewkach i przekazaniu wieńca przez młodzież rozpoczęła się zabawa taneczna. Na parkiecie obie panie zrobiły największą furorę, a energią nie dorównywała im nawet bawiąca się młodzież. Dystans obu pań do siebie, niesamowita energia oraz radość życia dff- to jak się okazało w kolejnych dniach nie tylko specyfika tych dwóch kobiet, ale raczej całej wsi. Wszystkie osoby, z którymi dotychczas udało mi się w Rębowie porozmawiać, wpuszczały mnie do swoich domów z miejsca, bez żadnych wyjaśnień z mojej strony. Każdy też podkreślał ogromną więź, jaka łączy wszystkich mieszkańców wsi, wzajemną pomoc w trudnych chwilach, ale też zjednoczenie we wszelkich inicjatywach. Trudno się z resztą nie włączać we wszelkie zabawy, skoro ma się takich przywódców!




 Dożynki w Rębowie, fot. K. Andrzejkowicz

 Panorama Grabianowa, fot. K. Andrzejkowicz

Zdobnictwo balkonowe, które nas zachwyciło!, fot. K. Andrzejkowicz

Domachowo i prawdziwi Biskupianie [Kasia] 
Jadąc na Biskupiznę byłam przekonana o tym, że jej stolicą jest Krobia. Już pierwsze rozmowy z mieszkańcami tego regionu wyprowadziły mnie z błędu – większość z nich twierdziło jednogłośnie, że jest nią Domachowo. Tutaj działa zespół folklorystyczny „Biskupianie”, który  od lat krzewi tradycje muzyczne tego regionu. Już pierwszego dnia badań dotarłam do Pani Joanny, która jak się okazała była założycielką „Biskupian” w 1972 roku i do dziś prężnie w nim działa. Niewielkiego wzrostu kobieta od razu ugościła mnie serdecznie w swoim pokoju, którego ściany i półki zdobiły dyplomy, podziękowania , nagrody za wieloletnią działalność i krzewienie kultury regionu. Na półkach poustawiane zdjęcia: Pani Joanny oraz jej męża, rodziców, ale też całego zespołu – wszyscy w strojach ludowych. Pani Joanna posiada kilka kompletów takiego stroju, w którym uczestniczy (wraz z innymi członkami zespołu) w uroczystościach kościelnych (Boże Ciało, dożynki kościelne) oraz na wielu występach i konkursach. Pomimo dosyć już podeszłego wieku, Pani Joanna wciąż ma siły, a co najważniejsze chęci do ciągłego uczestniczenia w próbach, zabawach i występach zespołu. Niestraszne jej „Wiwaty”, „Przodki”, czy też „Równe” i choć twierdzi, że „głos już nie ten”, to sama widziałam jak chętnie pomagała śpiewać koleżankom z zespołu podczas niedzielnych dożynek kościelnych w Domachowie. Na wstępie naszej rozmowy usłyszałam, że „nie ma już prawdziwych Biskupian; moi rodzice to byli Biskupianie z krwi i kości”. Na szczęście, każde jej kolejne zdanie pokazywało, że tak nie jest, a autentyczną Biskupiankę mam przed sobą – uśmiechniętą, pracowitą, nienarzekającą i bardzo serdeczną. Najważniejsze jest to, że tego typu ludzi spotkałam w Domachowie bardzo wielu i choć nie mieli oni regionalnych strojów ludowych i nie grali na dudach, z pewnością w mojej głowie istnieją jako Biskupianie.

 Serce Domachowa, fot. K. Andrzejkowicz

 Telewizja u Pani Joanny, fot. K. Andrzejkowicz

 Wiatrak, fot. K. Andrzejkowicz

W kuźni, fot. K. Andrzejkowicz



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz