wtorek, 23 sierpnia 2016

O tym co słychać w Chumiętkach, Sikorzynie, Żychlewie oraz w krobskim urzędzie miasta

CHUMIĘTKI [Zosia]
Sama nazwa wsi budzi miłe odczucia – słychać w niej jakąś wesołość, ciepło i sielskość.  Chumiętki to niewielka wioska oddalona od Krobi o kilometr. Według jednego z rozmówców większość jej mieszkańców stanowią pensjonariusze Domu Pomocy Społecznej, znajdującym się w byłym klasztorze misjonarzy Oblatów. We wsi niewiele też mieszka osób, które się tutaj urodziły, większość to przybysze, „którzy nic pewnie o Biskupiźnie nie wiedzą”. Mimo to dwójka starszych osób mieszkających w DPSie wskazała mi położenie cmentarza ewangelickiego, który choć zniszczony ma wkrótce zostać ogrodzony płotem.
Pierwsi rozmówcy przywitali mnie słowami, które etnolodzy słyszą tak często, że w zasadzie nie zwracają na nie uwagi:
– Pani, my nic nie wiemy, mieszkamy tu dopiero 20 lat.
Jednak po kilku minutach rozmowy okazuje się, że ich dziadkowie tańczyli w zespole ludowym, a wnuk jeździł na występy z przedszkolną grupą biskupiańską. Z kolei ich mieszkający po sąsiedzku kuzyn napisał książkę o swoich dziadkach, którzy również aktywnie promowali region, babcia zaś szyła lalki ubierane w ludowe stroje.
Wracając rowerem, zauważyłam dwie kobiety obierające grzyby – głównie maślaki, przed starym, poniemieckim domem. Szybko zaczęły wspominać huczne obchody dożynkowe i stare biskupiańskie zwyczaje. Niebawem do rozmowy dołączyło ich trzech sąsiadów i mąż, który właśnie wrócił z pola oraz pies. Dwóch sąsiadów wkrótce nas opuściło, nie minęło jednak 10 minut a już byli z powrotem. Jeden z nich dał mi plakat informujący o imprezie w Krobi – „Tabor Wielkopolski 2016. Akcja wokół wesela”, bo w jego tle jest zdjęcie z biskupiańskiego wesela. Drugi zaś z ekscytacją wymieniał osoby, które mogą mi pomóc zebrać informacje o regionie. Tym samym zakończył się trzeci dzień badań na Biskupiźnie.









 Fot. Z. Lamprecht
SIKORZYN [Hubert]


Do wsi Sikorzyn prowadzi zaniedbana asfaltowa droga odchodząca od trasy wojewódzkiej numer 434. Wije się ona między polami, które zachwycają ciemną zielenią poplonów, jaśniejszą zielenią wzrastającej kukurydzy oraz brązami i żółcią ściernisk. Ten krajobraz dominuje przez dość długi czas po minięciu dwóch tabliczek, jednej informującej o wjechaniu do wsi Sikorzyn i znajdującej się poniżej drugiej z napisem o fantazyjnej czcionce „Witamy na Biskupiźnie”. 
Na początku miejscowości znajduje się nowo wybudowany domek jednorodzinny, przesłania on malownicze gospodarstwo zdominowane przez czerwoną cegłę. W nim spotykam bardzo uprzejmego przedsiębiorcę prowadzącego swój usługowy biznes w pobliskim Gostyniu, który akurat usypiał córkę w wózku. Okazuje się bardzo otwarty i płynnie nawiązuje z nim rozmowę o tym, kim jestem i co tu robię. Nasza rozmowa manewruje między celem mojego przybycia do wsi, pracą mężczyzny a sytuacją polityczną na świecie. Szybko otrzymuję propozycję wypicia herbaty i przechodzimy do kuchni. Uruchamiam dyktafon i bardzo płynnie przechodzimy przez kolejne elementy ankiety, co prawda z pomocą matki informatora. Wyłączam dyktafon. Kończymy herbatę i kontynuując naszą luźną rozmowę kierujemy się w otoczeniu psów do drogi. Na koniec wspólne zdjęcie wymiana uprzejmości i kontaktów. Czas kontynuować prace!
Pani Sołtys przyjmuje mnie w swoim zaadaptowanym na gabinet korytarzu. Jako odpowiedzialny włodarz wybrany przez współmieszkańców zna odpowiedzi na wszystkie pytania kwestionariusza. Zasypuje mnie również zdjęciami i opowieściami o dbaniu o tradycje regionu w czasach socjalistycznej Polski. Przy wyjściu miła gospodyni wręcza mi pocztówkę dźwiękową, którą otrzymała od legendarnego na Biskupiźnie działacza Jana z Domachowa Bzdęgi. Czuję, że jak na pierwszy dzień wystarczy. Pora ogarnąć informacje w głowie i przelać je na papier!


 Droga do Sikorzyna, lekko pod górę, fot. M. Machowska

 Witacz, fot. A. W. Brzezińska

Sikorzyn słynie z produkcji powozów, fot. M. Machowska

ŻYCHLEWO [Karolina]

Panią Małgorzatę poznaję w świetlicy wiejskiej w Żychlewie, gdzie umówiona byłam na rozmowę z sołtysem wsi. Miałam do niej dzwonić dzisiaj po powrocie z terenu, ale tym razem teren sam zadecydował kiedy i z kim mam rozmawiać. Jesteśmy więc na wiejskiej sali w trójkę: sołtys, pani Małgorzata i ja. Ze ściany po lewej stronie spogląda na nas para młodych biskupian, namalowana przez jedną z mieszkanek Żychlewa. Przez następne dwie godziny dowiem się, kim są zarówno biskupianie z obrazu, jak i biskupianie, z którymi właśnie rozmawiam.
– Mój mąż się śmieje, że Biskupianin to jest jak dzik. Skrzyżowanie dzika z lisem – mówi pani Małgorzata. Najwyraźniej zauważyła, że jestem zdziwiona takim porównaniem, więc szybko tłumaczy – bo ryje i jest chytry! Przecież sam ten strój to jest ogromnie paradny. Bogaty jest taki. Biskupianie bardzo dużą wagę przywiązywali do wyglądu swojego ubioru. No… i do bogactwa też.  Takie słyszałam anegdotki, że kiedy siali nawóz na Biskupiźnie, to środkiem niekoniecznie to zboże musiało być eleganckie, ale przy miedzach, to żeby widzieli!
Zainteresowana pytam więc, co jest charakterystycznego dla mieszkańców Biskupizny.
– Przede wszystkim pracowitość, patriotyzm, pobożność. Chociaż pobożność to zawsze na wsiach była. Ale też przywiązanie do ziemi. Ziemia to jest tutaj świętość. Pamiętam moja mama mówiła „chodzili tu Niemcy, chodzili odmieńcy, oddaj chłopie ziemi, to będziesz miał czerwieńcy. Odejdź Niemcze, weź swoje talary, kto ziemię sprzedaje, nie naszej jest wiary”. Co w innych rejonach nie jest aż tak. Tu przywiązanie rolnika do ziemi jest ogromne, a sprzedać ziemię to jest świętokradztwo.
Podczas naszej rozmowy poznaję kolejne historie, kolejne anegdoty, pieśni, wspomnienia i osoby. Podobno jest w Żychlewie jeszcze jedna kobieta, która do dzisiaj nosi codzienny strój biskupiański. Zachodzę tam w drodze powrotnej, ale moim oczom nie ukazuje się obrazek sprzed kilkudziesięciu lat lecz sfora psów ewidentnie nie życzących sobie mojej obecności przed ich bramą. Szczekanie działa jak dzwonek do drzwi i po kilku sekundach rozmawiam z wnukiem rzeczonej kobiety. Umawiam się na jutro rano.Na odchodnym mówię, że nie wchodziłam do środka, bo bałam się tych pięknych psów. – To dobrze – mówi mężczyzna – bo właśnie jest ich pora karmienia.

P.S. Na fotografii nie ma wszystkich psów.











 Fot. K. Dziubata

P.S. [Anna Weronika]
W krobskim Urzędzie Miasta od kilku dni mieszka znaleziony w fosie... żółw. Ma swoje akwarium, codziennie dostarczane mu są świeże ślimaki, jest i specjalistyczny pokarm dla żółwi. I trwa dyskusja nad tym, co z nim dalej zrobić - do fosy?


 Tymczasowy mieszkaniec krobskiego ratusza, fot. A. W. Brzezińska

Fosa, w której znaleziono żółwia, fot. A. W. Brzezińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz